Muszę zapytać o to, jak znalazłaś się w Stanach Zjednoczonych?
Osobiście nigdy nie myślałam o wyjeździe do Stanów, chociaż to były czasy, że każdy ze znajomych marzył o tym, aby przeprowadzić się do USA. Zanim przyszedł czas na dość niespodziewany wyjazd do USA, ja sporo podróżowałam po Europie, pracowałam we Francji, Włoszech, Niemczech, więc jak na tamte czasy całkiem sporo świata już miałam okazję zobaczyć. Nie pracowałam typowo w restauracjach, jednakże w każdej pracy stykałam się na co dzień z gastronomią. Pewnego dnia postanowiliśmy z mężem, że spróbujemy wyjechać do Ameryki. To nie była łatwa decyzja, ponieważ mieliśmy dwójkę małych dzieci, więc nie byliśmy pewni, jak zaadaptują się one w nowym środowisku. Pytań i niewiadomych było naprawdę sporo, ale zaryzykowaliśmy.
Przylatujesz do wielkiego świata i co dalej? Jaka była twoja pierwsza praca?
Myślę, że jak większość Polaków na początku pracowałam dla rodziny żydowskiej, jednakże nie do końca odpowiadała mi ta praca, więc dość szybko skierowałam się w stronę Manhattanu, pracowałam w firmie sprzątającej, ale również niezbyt długo, bo cały czas szukałam pracy w gastronomii. Udało mi się za niedługo znaleźć swoje miejsce w kilku restauracjach, pracowałam całe dnie, w jednej restauracji na Fresh Pond i w trzech na Manhattanie. To nie był łatwy okres dla osoby dopiero rozpoczynającej swój amerykański sen, trzeba było pracować więcej niż się miało na to siły, ale człowiek z marzeniami spoglądał pozytywnie w przyszłość.
Po jakim czasie od przeprowadzki do Ameryki założyłaś swój pierwszy biznes?
Po 6 latach w Stanach założyłam swoją pierwszą firmę. Muszę się przyznać do tego, że opatrzność była nade mną i na starcie otrzymałam naprawdę dużą pomoc. Pracowałam na Manhattanie u takiej bogatej rodziny, której regularnie gotowałam, często nawet polskie potrawy, ponieważ byli zachwyceni polską kuchnią. Miałam okazję poznać ojca jednego z mężczyzn, dla których pracowałam i on zawsze powtarzał, że marnuje się przy takich pracach, że powinnam otworzyć coś swojego, pokazać się światu, bo mam duży potencjał w gastronomii. Ja zawsze wspominałam mu, że marzę o tym, ale to nie takie proste, że na to potrzebne są pieniądze, trochę znajomości, że to zbyt ciężkie dla takiego zwykłego, szarego człowieka jak ja. Wtedy ten starszy Pan, który notabene był adwokatem zadeklarował się, że wraz z synem pomoże mi, on od strony prawnej, a syn finansowej. Pomogli mi ze wszystkim, pożyczyli trochę gotówki, znaleźli lokal, wsparli we wszystkich dokumentach i udało mi się spełnić marzenie – otworzyć swój pierwszy biznes, polskie Deli, które nazywało się „Smak”. Była tam samoobsługa, obiad na wagę, na początku to się podobało Polakom, ale wielu było uprzedzonych do takiej charakterystyki lokalu. Mimo wszystko moje Deli prosperowało bardzo dobrze, aż do choroby mojego męża… Nie dawałam rady psychicznie, fizycznie, wszystko szło w dół, aż musiałam sprzedać biznes.
Co stało się po sprzedaży restauracji? Wróciłaś do normalnej pracy?
Nie pracowałam chwilowo, bo powiedziałam sobie, że nie wrócę do zwykłej pracy, że muszę podnieść się i walczyć o swoje. Któregoś wieczora wpadła mi myśl do głowy, że robię catering. W nocy z córką znaleźliśmy darmową domenę, zrobiliśmy bardzo prostą stronę internetową, ogłosiliśmy się na Facebooku, stworzyliśmy business karty i zaczęłam działać. W międzyczasie chodziłam do polskich parafii, aby zaoferować swoje usługi. Na początku było spore rozczarowanie, bo nikt w parafiach nie był zainteresowany moim cateringiem, aż w końcu odezwała się do mnie Parafia Matki Bożej Pocieszenia, z którą współpracuję do dziś. Ksiądz proboszcz pomógł mi w funkcjonowaniu mojej firmy, ponieważ z czasem rozwinęła się do takiego stopnia, że potrzebowałam dużej, profesjonalnej kuchni. Doszliśmy do porozumienia, że ja swoją pracą pomogę parafii, robiąc dla nich charytatywnie imprezy, a oni udostępnią mi kuchnię do pracy w ramach mojej działalności.
Doszły mnie słuchy, że dość szybko rozwinęła się twoja działalność, a Ty organizowałaś naprawdę ogromne imprezy.
Catering nabrał takiego tempa, że w 2017 roku miałam sylwestra na 980 ludzi, a w 2019 roku na 1500 osób(5 różnych imprez). Warto wspomnieć o tym, że do pomocy miałam tylko 10 osób, z prostych obliczeń wynika, że przypadało 150 osób do wykarmienia na 1 osobę w kuchni. Pamiętam, że podczas tego pamiętnego sylwestra na 1500 osób mieliśmy 5 różnych menu, więc pracy było naprawdę sporo. Do dziś tak naprawdę nie wierzę w to, jak udało nam się to wszystko uszykować. Dla mnie to był taki największy sukces cateringowy.
Ciężko znaleźć reklamę twojej firmy. Czy doszłaś do takiego momentu, że nie potrzebujesz żadnej reklamy?
To prawda, nie reklamujemy się praktycznie w ogóle, mamy natłok imprez od osób, które zaufały nam już lata temu, mamy imprezy parafialne, na brak pracy kompletnie nie narzekam. Sama sobie często dorzucam pracy w postaci akcji charytatywnych typu – karmienie bezdomnych, wysyłam sporo rzeczy również do Caritas Polska, a w zeszłym roku miałam okazję zorganizować akcję „Podaruj pampersa dla hospicjum” – dzięki pomocy mecenasa Bartosza Bilińskiego wysłałam cały kontener pampersów do Polski.
Twój catering przede wszystkim skupia się na polskiej, domowej kuchni?
Jest to w dużej mierze polska kuchnia, ale staramy się również gotować zdrowo. Znajdziesz w naszym menu dużo klasyków ze staropolskiej kuchni, chociaż z biegiem czasu zrezygnowaliśmy z różnych zasmażek i dodatków, które są ciężkie dla żołądka. Gotujemy po polsku, ale przede wszystkim zdrowo. Wprowadzamy czasami troszkę kuchni śródziemnomorskiej, kuchni włoskiej, ale wiadomym jest, że pierogi, gołąbki czy bigos to nieodłączny element każdej imprezy. Używam sporo przepisów od mojej babci, która wychowywała się we Lwowie i przekazała mi trochę kulinarnych genów, a także staropolskich przepisów.
Masz również salę bankietową, w której można zorganizować imprezę okolicznościową.
Dokładnie, organizujemy przede wszystkim tematyczne imprezy, mieliśmy sylwestra w klimacie Igloo, królową śniegu, wtedy również menu dopasowujemy do klimatu imprezy. Wkrótce planujemy również polską biesiadę. Mieliśmy okazję zorganizować 3 bankiety w tematyce stricte polonijnej. Wspominam Ci o imprezach zorganizowanych, ale oczywiście naszą salę można wynająć po prostu dla siebie na każdy rodzaj imprezy. Można wynająć samą salę, można w wersji z cateringiem, tutaj jesteśmy otwarci na każdą współpracę. Oferujemy również wiejskie stoły, to taki pomysł, który zrodził się w parafii, a przyszedł do nas z Polski, gdzie np.: podczas wesel był często spotykany. Oferujemy różnego rodzaju stoły pod każdą imprezę, z pewnością jest to ciekawy dodatek, który urozmaici każdą zabawę.
Myślę, że powinniśmy wspomnieć o celebrytach, dla których miałaś okazję wielokrotnie gotować.
Pierwszym moim klientem – celebrytą był Marcin Daniec, czyli legenda polskich kabaretów. Miałam okazję gotować dla wokalistki zespołu Bajm – Beaty Kozidrak, dla Pawła Małaszyńskiego, dla Andrzeja Młynarczyka, dla Kabaretu Paranienormalni. Sporo ciekawych nazwisk naprawdę się przewinęło w mojej historii gotowania. To bardzo miłe, że takie gwiazdy miały okazję próbować mojej kuchni.
Gdybyś musiała zaczynać w biznesie od 0, ale w tamtych czasach, to jakich błędów byś uniknęła?
Jak to się mówi – sukces rodzi się w bólach, więc z pewnością nie było łatwo, ale myślę, że nie rozpoczęłabym od polskiego Deli. Jakichś dużych błędów nie zauważam w swojej ścieżce gastronomicznej, więc zapewne szłabym podobną drogą jaką przeżyłam.
Co oprócz początkowego wsparcia, o którym nam wspominałaś pomogło Ci osiągnąć tak duży sukces?
Na pewno determinacja, dużo pracy i wyżej wspomniany proboszcz z Parafii Matki Bożej Pocieszenia. Po pierwszej naszej wspólnej imprezie powiedział – Pani Małgosiu, ma Pani zielone światło na wszelkie działania. To człowiek, który nadał mi pewności siebie, pomógł mi rozwinąć skrzydła i wypłynąć na szerokie wody ze swoim biznesem.
Planujesz kiedyś wrócić do Polski?
Są takie plany, żeby powrócić, mam sporo znajomych, którzy wrócili do Polski i też radzą sobie świetnie w biznesie. Mój znajomy adwokat w Polsce zawsze mówi, że jak przyjadę do bierze mnie od ręki do swojego drugiego biznesu. Nie jestem tylko pewna czy mentalnie bym sobie poradziła w Polsce. Jestem tu jednak 17 lat i życie toczy się tu zupełnie inaczej.
Marzysz o własnej, znanej na cały Nowy Jork restauracji na Manhattanie?
Wiem co to znaczy restauracja, to 7 dni w tygodniu ciężkiej pracy, nadzorowania, pilnowania i martwienia się o wszystko. Nie chciałabym robić niczego na siłę, chcę, żeby gastronomia sprawiała mi przyjemność. Wierzę, że znajdę kiedyś świetny personel, który będzie pasował do mojego konceptu gastronomicznego. Jeśli już miałabym takie plany to chciałabym, aby była to mała restauracja o nazwie „7 życzeń”. Dlaczego taka nazwa? Bo byłoby w niej tylko 7 polskich dań, które byłabym w stanie codziennie gotować świeże i podawać klientowi prosto z gorącej kuchni, bez mrożenia i odgrzewania. Myślę, że ten plan kiedyś się spełni i będę serwowała ekskluzywne, ale polskie dania nowojorczykom na Manhattanie.
Dziękuję za rozmowę.